środa, 14 lipca 2010

Zaśpiewajmy razem

wtorek, 6 lipca 2010

Debilna opowieść Pana Bum-Bum (odcinek pierwszy)

Zawsze byłem trochę idiotą i, co zabawniejsze, chciałem udowodnić całemu światu, że nim nie jestem. Ambicja mojego „imbecyla” nie trwała zwykle długo. Zazwyczaj jedynie do chwili, kiedy coś lub ktoś uświadamiał mi moje upośledzenie. Wtedy kończył się mój wspaniały sen o byciu „kimś” i właściwie to był szczyt moich intelektualnych możliwości.
Tego dnia sporo spraw musiałem załatwić w mieście, spraw związanych z moim licencjatem. To był ostatni dzwonek, żeby go zdać. Zresztą ten licencjat też miał udowadniać ludzkości, że nie jestem skończonym kretynem. a badania w nim zawarte miały uleczyć moją chorą z miłości duszę. Oczywiście stało się odwrotnie - wyniki uzyskane uprawomocniały koncepcję mnie jako debila, a miłosność mojej duszy znikła gdzieś w między czasie. Zadowalałem się zatem robieniem małych rzeczy, realizowaniem miniaturowych planów, dążeniem do trywialnych celów. Załatwienie wszystkiego w ciągu dzisiejszego dnia, wydrukowanie i oprawienie pracy, zrobienie zdjęć, wypełnienie stosu druków urzędowych, dziekanatowych było więc dla mnie niesamowitym osiągnięciem. Wydawało mi się, że dzięki temu przestanę być głupkiem i od tej chwili zostanę zaproszony na bankiety uroczyste przez osobistości znane tego miasta. Nic takiego nie miało, jak nietrudno się domyślić, miejsca. Nadal pozostałem bęcwałem.
Leżałem w pokoju i patrzyłem błogo w sufit, oszukując się jeszcze, że za moment rozlegną się oklaski, fanfary i zostanę mianowany na ważne stanowisko we współczesnym świecie ról, do których aspiruję. Ze stanu przyjemnego otępienia wybudził mnie dzwonek do drzwi. Chwilę łudziłem się jeszcze, że to sam Pan Prezydent z małżonką szczęśliwie uratowani przyszli do mnie wręczyć mi krzyż zasługi Virtuti Militari , ale nie, w progu stało dziecko pięcio, może sześcioletnie. Spojrzałem na nie z rozbałuszonymi oczami, nic nie mówiąc
- Co pan tu robi? – zapytał malec – co pan robi w naszym domu? Jest pan moim wujkiem?
- Pomyliłeś mieszkania dzieciaczku – odpowiedziałem – idź do mamy i taty a nie wałęsaj się po cudzych domach
Wtem za małym ludkiem stanęła para około trzydzieści lat, kobieta i mężczyzna - prawdopodobnie rodzice dzieciaczka. On barczysty, łysy ubrany na biało czerwono w japonkach. Ona w modnych okularach i legginsach, nawet ładna, brunetka.
- Co Pan robi w naszym domu – zapytała skonsternowana i zanim odpowiedziałem pięść kolesia wylądowała na mojej twarzy łamiąc mi nos.
- Kurwa, co jest? – wykrzyknąłem tylko, gdy koleś przywiązywał mnie do krzesła w kuchni. Kuchni, która nie była kuchnią mojego domu. Zresztą całe to mieszkanie nagle zrobiło się inne. Nie było już mojego materaca, na którym leżałem przed chwilą, było też zdecydowanie czyściej i ekskluzywniej.
- Teraz sobie, kurwa, poczekamy na policję powiedział łysy Pan Domu. Patrz mały, co robi twój tata ze złodziejami. Ty też kiedyś będziesz kiedyś taki silny jak ja.
- Nie mów tak. Jeremi będzie w przyszłości wybitnym malarzem – odpowiedziała kobieta – jest taki wrażliwy. A ty mogłeś nie bić tego włóczęgi. Pewnie jest głodny i dlatego się włamał. Patrz jak wygląda i jak śmierdzi.
- Śmierdzi jak śmierdzi, teraz wszyscy śmierdzą, słońce grzeje, to i się człowiek poci. Co tu robisz skurwielu? – zwrócił się jednak do mnie umięśniony jegomość
- Ja…., ja nic nie rozumiem – wybełkotałem, za co otrzymałem solidnego kopniaka w krocze – Za co to?
- Za frajerstwo – odpowiedział mężczyzna
- Ale ja tu, ja tu mieszkam, przynajmniej mieszkałem, nic nie rozumiem, co się stało z moim domem?
Znowu dostałem, tym razem krzesłem w głowę i kiedy miałem dostać drugi raz kobieta stanęła na drodze swojego męża:
- To jakiś wariat – powiedziała – popatrz na niego, to że dostałeś wpierdol od Siwego, nie znaczy, że masz się wyżywać na bezdomnych
„Bezdomnych, jakich, kurwa, bezdomnych?” – pomyślałem
- Ale to jakaś pomyłka – odezwałem się znowu niepewny czy nie skończy się to dla mnie ze wszech miar tragicznie
- Widzisz – zwróciła się znowu kobieta do swojego partnera – pewnie jest naćpany i przez przypadek tu trafił. Przecież on nawet nie wie, co się dzieje.
- Znowu zapomniałaś zamknąć drzwi suko – wykrzyknął wyraźnie nie panujący już nad sobą mężczyzna i uderzył pięścią w twarz swoją kobietę. Dziecko rzuciło się z płaczem na krwawiącą matkę i po chwili energicznie zostało rzucone na ścianę. A ja? Ja myślałem, że teraz już tego nie przeżyję, że właściwie los mój się skończy debilnie tak jak się zaczął, ale nie, łysy mnie rozwiązał
- Wypierdalaj stąd i żebym cię tu więcej nie widział - powiedział zrywając jednocześnie ubranie z kobiety jej opiekuńczy i namiętny wybranek serca
Przestraszony i kierowany instynktem małpy omega wybiegłem na dwór. Po 10 minutach bezmyślnego biegu w nieprzemyślanym kierunku, w końcu się ocknąłem. Przede mną stał radiowóz, z którego wysiadł jegomość z wąsem w średnim wieku
- Widzę, że pan się troszkę potłukłeś – takimi słowami mnie przywitał – Rysiu zadzwoń po karetkę. Pewnie najebał się i wypierdolił gdzieś na schodach albo zaczepiał ludzi i dostał.
- Ale ja nie jestem pijany – odpowiedziałem załamującym się głosem starając się mimo wszystko, aby język nie poplątał mi się z samego natłoku wrażeń
- No to zaraz sobie dmuchniesz i się okaże – odpowiedział drugi waleczny policjant – a jak nie jesteś pijany, to w szpitalu zrobią ci badanie krwi
- Niech się pan uspokoi – powiedział znowu pierwszy – i proszę opowiedzieć, co się stało
Opowiedziałem zatem jakąś durną historyjkę o tym, że zostałem okradziony. Miałem bowiem nieodparte wrażenie, że prawdziwa moja historia jest nawet bardziej idiotyczna niż ja sam i że niechybnie po jej wysłuchaniu wyślą mnie do czubków
- No to nic, spiszemy Pana i pojedzie pan do szpitala a później niech pan przyjdzie na komendę złożyć zawiadomienie o przestępstwie– powiedział miły policjant - Ma pan kogoś, kogo moglibyśmy powiadomić?
Pomyślałem sobie w tej chwili, że nie chciałbym nikogo powiadamiać. Chciałbym wrócić do domu, położyć się spać. Jakiego domu? A jeśli wszystko, co dotychczas istniało, co mnie określało, budowało i zawstydzało, jak to wszystko się zapadło i nie ma tego wszystkiego? Na szczęście straciłem przytomność i obudziłem się w szpitalu podłączony do różnych rurek i to nie z kremem rurek, z bitą śmietaną nie
- Nieźle się pan pokiereszował – zagadał do mnie młody doktor, wyglądał mi na pedała. W sumie w tym momencie mógłbym nawet dać mu dupy, żeby dowiedzieć się o co chodzi. Piękny lekarz jednak jedynie cos pomajstrował przy mnie, uśmiechnął się i poszedł
- Się pan urządziłeś – rozległ się nagle głos z boku. Był to około pięćdziesięcioletni człowiek wyglądem przypominający doktora Wilczura z zadbaną idealnie przyciętą siwą brodą i mądrymi, doświadczonymi życiem oczami
- długo spałem?– zapytałem bez zastanowienia
- trochę pan spałeś. Czy to ważne? – odpowiedział mój współtowarzysz mentor – ale krzyczałeś pan o jakimś spisku i kradzieży domu. Nawet się zastanawiałem jak można dom ukraść, samochód rozumiem, nawet dziecko porwać. Mi kiedyś porwali nawet dziecko i nie żyje, ale nie mówmy o tym.
- To niesamowite – odpowiedziałem idiotycznie jak na idiotę przystało – muszę stąd wyjść
Podniosłem się, ale w jednej chwili osłabłem, upadłem i zasnąłem znowu
Kiedy się obudziłem ponownie, nade mną stał mój kolega Radek. Stał nade mną, ale był jak gdyby nie on - elegancko ubrany, nowa klasa menadżerska. Zawsze to taki obdartus, a raczej zwykły koleś. Na weselu ostatnio był mi opowiadał
- no stary te twoje eksperymenty się kiedyś źle skończą – zagaił, kiedy zobaczył, że otwieram oczy
- Jakie eksperymenty? – wycedziłem
- Ty już widzę całkiem straciłeś poczucie między tym, co prawdziwe, a co zmyślone. – odpowiedział - w sumie przyszedłem tu, żeby cię zabrać do domu, żebyś się ogarnął. Nie wolno ciągle rozpamiętywać tego wszystkiego, tragedia stała się, ale trzeba iść dalej, masz wykształcenie, spore CV, rozejrzyj się za czymś normalnym. Ci kolesie, dla których to wszystko robisz może i dobrze ci płacą, ale spójrz na siebie ty nie masz życia, nie korzystasz w ogóle z tych pieniędzy, które masz. Na święta znowu oddasz na jakiś dom dziecka, schronisko albo inne domy matek samotnych a sam będziesz żył jak pies
„Ja pierdolę, co się dzieje?”- pomyślałem. Miałem nieodparte wrażenie, ze to jakieś żarty, prima aprilis.
- co ty jebiesz? – zapytałem zbity z tropu i po chwili zawstydzony ubiorem mojego kolegi poprawiłem się – co ty wygadujesz?
- mówię, że zabieram cię do domu
Zanim zdołałem coś dalej wymyślić, aby podstępnie ogarnąć tą całą sytuację przyszedł Doktor Pedał roztańczony i radosny
- Cudowny dzień prawda? – wypowiedział rozpromieniony jednocześnie kokietując mnie nienagannie – pan też widzę dziś już lepiej wygląda, a niedługo to niejedna się będzie za panem rozglądać. Teraz niedobór mężczyzn się pogłębia. Jak kobieta kończy 25 lat i jest bez partnera to statystycznie sobie już raczej nie znajdzie męża i ojca dla dzieci. Jedyna nadzieja, że zgwałci ją jakiś bezdomny
Uśmiechnąłem się, że niby dziękuję i zadowolony jestem z tego, że zostałem doceniony. Moja głowa nie szczerzyła jednak zębów a jajecznica miast mózgu robiła furorę na salonie synaps. Czy ja naprawdę zostałem menelem? a może to jakiś eksperyment socjologiczny, psychologiczny? wykształcenie, cv? przecież ja w życiu przepracowałem niecałe 2 tygodnie w pracach dorywczych w jakichś sklepach, a licencjatu nie obroniłem. Może zwariowałem? Może to kolejna zabawa moich półprawdziwych i półfałszywych przyjaciół? Może to kara za złe potraktowanie wrażliwych dziewcząt i mężnych, wspaniałych chłopców, jakiego w życiu miałem dokonać? Po jakiejś godzinie pojechaliśmy do Radka, a ja zorientowałem się, że mam 5 lat więcej niż miałem do tej pory… (CDN)

czwartek, 1 lipca 2010

Wzruszeniouniesienia

I tak te wszystkie wzruszenia i uniesienia, tęsknoty i uczuć miliony to ściema. i kłamstwo, i wulkan. sialalallla



Don't call my name
Don't call my name
Alejandro
I'm not your babe
I'm not your babe
Fernando
Don't wanna kiss
Don't wanna touch
Just smoke my cigarette, hush
Don't call my name
Don't call my name
Roberto

Centrumreklamy.com